A ja byłem zadowolony

Pod koniec maja samochód mojej żony brał udział w kolizji drogowej. Niestety z winy żony która wymusiła pierwszeństwo. Po załatwieniu wszelkich formalności na miejscu trzeba było jakoś przewieźć samochód do warsztatu. I tu miłe zaskoczenie, wystarczyło, że zadzwoniłem na infolinię i w ciągu 30 minut laweta była na miejscu. Dodatkowo otrzymałem od PZU samochód zastępczy z wypożyczalni na 3 dni ,który czekał już na mnie pod warsztatem do którego odholowaliśmy samochód. Za holowanie jak i samochód nie płaciłem ani złotówki. Wszelkie informacje dotyczące szkody miałem uaktualniane na stronie internetowej PZU ,a dodatkowo kontaktował się ze mną na bieżąco opiekun który prowadził proces likwidacji. Mailowo otrzymywałem informacje jakie dokumenty muszę dostarczyć i kiedy będzie rzeczoznawca. Co najważniejsze wszelkie dokumenty przekazywałem drogą mailową. Nie musiałem iść do oddziału i czekać w kolejce do tzw. okienka. Niestety rzeczoznawca uznał szkodę całkowitą. No cóż samochód ma ponad 12 lat. W związku z tym zostało mi wypłacone odszkodowanie do końca 2 tygodnia od zdarzenia. 3 tygodnie po zdarzeniu już mam samochód naprawiony i wszystko załatwione. Przyznam się szczerze myślałem, że likwidacja tej szkody to również będzie droga przez mękę, ale na szczęście było inaczej.Wniosek z tej całej mojej historii jest jeden, że to jak zostaniemy załatwieni i ile to będzie trwało zależy tylko i wyłącznie od ludzi którzy tam pracują. Bez względu na to jaką firmę reprezentują. Szkoda, że część pracowników nie wyznaje zasady, że to oni są dla nas, a nie tylko my dla nich.