Całkiem niedawno spędziłem w Oddziale prawie godzinę, zamiast 10 minut, żeby ustanowić moje pełnomocnictwo na obsługę polisy małżonki. No dobrze, starsza pani urzędniczka nie bardzo radziła sobie z komputerem, system się zawieszał, ale w końcu załatwiono. Pozornie, jak się okazuje. Dziś udałem się z prośbą, by mi wydrukowano blankiety na opłaty do końca roku, a ja należność ureguluję komputerowym przelewem. Młoda urzędniczka (ufff - ucieszyłem się przedwcześnie) najpierw "taktownie" poinformowała mnie, że owszem wszystko mogę załatwiać ja, ale... po śmierci żony. Żona ma się dobrze, ale jest zajęta opieką nad Michaliną i po to było nam potrzebne pełnomocnictwo. Wobec tego pani urzędniczka zajrzała głębiej w komputer i dla pewności poszła się z kimś wyżej skonsultować. Po powrocie oświadczyła, że to nie jest pełnomocnictwo tylko upoważnienie do zmiany danych teleadresowych. Po co komu takie ograniczone upoważnienie? Cholera raczy wiedzieć. Jednocześnie kazała mi wybić sobie z głowy pełnomocnictwo sensu stricte bo takie coś w PZU nie istnieje. Mogę to mieć w każdym banku, w energetyce i gazowni, u operatorów telefonicznych i komórkowych czy u każdego ubezpieczyciela, ale nie w PZU. Ponadto niczego nie chciałem podejmować, a przeciwnie - opłacić. Albo zatem urzędniczka była wysoce niekompetentna, albo PZU to nadal postkomunistyczny moloch, nie nadążający za cywilizacją i musi upaść. PS - pani łaskawie zgodziła się wspomniane blankiety wysłać pocztą na adres domowy. O ile znam życie, będą wrzucone do skrzynki na furtce i będzie mógł je podjąć każdy z domowników bez żadnych pełnomocnictw.

Odpowiedzi: 0

[+] Dodaj swoją opinię[«] Powrót do wątku