Dziś jestem babcią trzech przedszkolaków, których rodzice ubezpieczyli rzec by można "po zęby" pomni wypadków ze swojego dzieciństwa. Córka - choć drobna i delikatna nie uległa nigdy żadnemu wypadkowi w dzieciństwie. Chociaż od wczesnego dzieciństwa uprawiała wraz ze starszym o 1,5 roku bratem bardzo różne sporty nigdy nie uległa żadnemu wypadkowi. Natomiast syn mający zawsze znacznie lepsze warunki fizyczne od siostry uległ do ukończenia szkoły 4 poważnym w skutkach wypadkom. O ile po latach mogłabym uznać, że ubezpieczając córkę wyrzuciłam pieniądze w błoto, o tyle w przypadku syna, do dziś żałuję, że był tak źle ubezpieczony w szkole - świadczenie wypłacone z tytułu uszkodzenia na lekcji WF stawu kolanowego leczonego operacyjnie wystarczyło na moje dojazdy do szpitala oddalonego od domu o 30 km. Gdyby wówczas istniały takie możliwości ubezpieczenia dzieci, jak teraz, ubezpieczylibyśmy je nie bacząc na konieczność wydania średnio miesięcznie ok. 20-50 zł na dziecko/m-c. Koszty poniesione przez nas czterokrotnie na rehabilitację syna po operacji, 2 złamaniach oraz przemieszczeniu kręgu szyjnego były naprawdę bardzo wysokie. Wszystkie wypadki miały miejsce w czasie bardzo amatorskiego i spokojnego uprawiania sportu (siatkówka, jazda na sankach na osiedlowej górce)

Odpowiedzi: 0

[+] Dodaj swoją opinię[«] Powrót do wątku