Kpina z ubezpieczonego

Dwa lata temu za 10 tysięcy złotych wyremontowałam mieszkanie (mam faktury). M.in. zostały położone tynki, gładzie, nowa wykładzina podłogowa. Około 3 tygodnie temu mieszkanie zostało całkowiciwe zalane z powodu rozszczelnienia rury u sąsiada piętro wyżej. W kuchni wody było po kostki, zalane są ściany i sufity we wszystkich pomieszczeniach, częściowo zniszczony parkiet, zamoknięta wykładzina, poplamiony i śmierdzący dywan. W jednym z pomieszczeń nie działa światło (przez kilka dni w ogóle nie włączano żadnych urządzeń elektrycznych ani swiatła, tak nakazali pracownicy pogotowia energetycznego- z tablicy z bezpiecznikami woda dosłownie się lała). Jeszcze przez kilka dni po zalaniu z sufitów skapywała woda, teraz pojawia się pleśń. Woda przeciekła także do mieszkań położonych na niższych piętrach oraz częściowo zalała mieszkanie na moim piętrze w sąsiednim pionie. Odszkodowanie od PZU dostałam w ciągu kilku dni, co zrobiło na mnie duże wrażenie, ale jeszcze większe zrobiła jego wysokość... Dwa tysiące siedemset złotych... Mieszkanie ma ok. 53m2, tynki odpadają, całe sufity i ściany są w zaciekach, parkiet napuchnięty... A PZU uprzejmie mnie informuje, że jeśli nie zgadzam się z wysokością odszkodowania, mogę oddać sprawę do sądu... Jeśli inne drogi nie poskutkują, tak zrobię, a oprócz tego będę informować potencjalnych klientów PZU, żeby byli gotowi na szok, jakiego mogą doznać na widok zapłaty za szkodę... Gdyby jeszcze PZU zechciało dać namiary na firmę, która za taką kwotę przywróci mieszkanie do stanu sprzed zalania, wszystko byłoby ok...