W czerwcu 2010 na mój stojący na światłach samochód wjechał kierowca ubezpieczony w PTU. Szkoda była niewielka. Podjechałem do ubezpieczyciela w celu wyceny szkody. Po zostawieniu wszystkich dokumentów czekałem na odpowiedź i wycenę. Ponieważ załatwianie sprawy się przedłużało zadzwoniłem do agenta i zapytałem o powód zwłoki. Uzyskałem odpowiedź że zginęły dokumenty i mam przedstawić kserokopie. Niestety nie zrobiłem kserokopii dokumentów które dostarczyłem do PTU. Całe szczęście że w momencie zdarzenia miałem ze sobą aparat fotograficzny i zrobiłem zdjęcia. Po poinformowaniu agenta , że mam dowody w postaci zdjęć i sprawę skieruje do sądu dokumenty się odnalazły. Została zrobiona wycena. Miałem dostać 350zł odszkodoawania. Ponieważ najtańszy warsztat żądał 700zł, czując kolejne problemy wybrałem bezgotówkowy sposób zapłaty na podstawie faktury wystawionej przez autoryzowany wrsztat . Złożyłem stosowne oświadczenie, oraz dokumenty które dostałem z warsztatu. Ku mojemu zdziwieniu dostałem przekaz pocztowy na kwotę 350zł. Pieniądze przyszły przekazem ponieważ wybierająć bezgotówkową naprawę nie podałem konta bankowego do przelewu. Oczywiście pieniędzy nie odebrałem . Dostałem nawet telefon od agenta z pytaniem dlaczego nie odbieram pieniędzy. Warsztat wycenił naprawę na prawie 1000zł (przypominam że najtańszy który znalazłem chciał 700zł). Zderzak naprawiłem i o sprawie zapomniałem. Ku mojemu zdziwieniu w tym roku przyszło z PTU zawiadomienie o wypłacie. Okazało się że PTU zwlekał kilka miesięcy z wypłatą pełnej kwoty odszkodowania. Pewnie gdybym przyjął 350 zł to pozostałe musiał bym zapłacić z własnej kieszeni i sądownie dochodzić pełnej kwoty odszkodowania. Liczyli na to że 350zł to mała kwota i nie będę dochodził roszczeń na drodze sądowej. Pomylili się gdyż samochód był naprawiany przez ogólnopolską sieć usługową która posiada prawników i większą siłę przebicia niż przeciętny Kowalski. Zamiast 700zł odszkodowania zapłacili prawie 1000zł

Odpowiedzi: 0

[+] Dodaj swoją opinię[«] Powrót do wątku