Odpowiedź wydaje się prosta: „Oczywiście, że straty są wirtualne”. Dopóki ich nie wypłacimy.
W ten sposób od lat przekonuje się inwestorów, że gdy tracą, to najlepiej nic nie robić i zastosować złotą regułę
Kup i Trzymaj. Podobno nie ma nic gorszego, niż urealnić stratę, wypłacając pieniądze z funduszu. Podobno...
Czy inwestując w fundusze można chwilowo tracić?
Oczywiście. Szczególnie, gdy inwestujemy w tzw. fundusze agresywne, na przykład w fundusze akcyjne. Zaleca się, aby w fundusze akcji inwestować długoterminowo. (Ja zdecydowanie się z tym nie zgadzam, ale o tym jeszcze nie raz będę pisał). Wielu inwestorów, którzy zaufali regule długoterminowego inwestowania w fundusze akcyjne tracili podczas bessy 2008 nawet 50% i więcej. Gdy ich strata wynosiła ponad 30%, na pytanie "Co dalej?" słyszeli często: „Twoja strata jest wirtualna. Wypłacając środki teraz urealnisz stratę”. To brzmi przekonująco, dopóki nie spojrzymy na fakty.
Co oznacza strata kilkudziesięciu procent?
Do dziś zdarza mi się słyszeć w telewizji lub w różnych prezentacjach, że gdy straci się 30%, wystarczy zarobić 30%, aby wyjść „na zero”. Podobne wypowiedzi słyszał pan Karol. 2. stycznia 2007 roku zainwestował on 10.000 zł w fundusz
Arka Akcji. Gdy zajrzał na swój rachunek inwestycyjny dokładnie po dwóch latach (2.01.2009 r.) jego wartość wynosiła około 5.000 zł. Oznaczało to stratę 50%. Pan Karol pomyślał: „Przecież to strata wirtualna” i zajął się tym, co umiał najlepiej - prowadzeniem własnej firmy. Przez cały 2009 rok wiele razy słyszał w mediach, że wskaźniki na giełdach rosną. „To i mój fundusz akcji także" - cieszył się. Na koniec roku sprawdził, ile fundusz Arka Akcji zarobił w ciągu całego roku 2009. Wynik wskazywał na około 50% zysku. „Udało się”, chciał powiedzieć pan Karol, ale gdy spojrzał na wartość rachunku, zdziwił się i zaniepokoił. „Miało być 10.000 a jest tylko 7.500 zł? Przecież straciłem i zarobiłem tyle samo: 50%".
Tak to jest z procentami. Strata 50% spowodowała, że na rachunku zostało jedynie 5.000 zł. Aby te 5.000 zł wzrosło do 10.000 zł musimy mieć zysk 5.000 zł, czyli zarobić 100% aktualnie posiadanych pieniędzy. Choć wielu czytelników doskonale wie, jak to policzyć, dla przypomnienia podajmy kilka przykładów:
- aby odrobić stratę 20% potrzeba zysku 25%;
- aby odrobić stratę 40% potrzeba zysku 66%;
- aby odrobić stratę 50% potrzeba zysku 100%;
- aby odrobić stratę 60% potrzeba zysku 150%.
Ale przecież dopóki nie wypłacę to nie tracę...
Czytelnik mógłby pomyśleć: "Skoro jednostek funduszu mam tyle samo... to strata jest wirtualna". Zapewniam, że tak nie jest.
Po pierwsze: jeżeli Pan Karol po ponad roku od spadków 50% potrzebuje pieniędzy (np. na kurs językowy dla syna), to z wpłaconych 10.000 zł wypłaci ok. 7.500 zł. Ta strata jest wtedy naprawdę realna. (Przynajmniej nie trzeba wówczas płacić podatku od zysku...) Często jest tak, że nie mamy czasu na odrabianie strat - szczególnie, gdyby owo obrabianie miało trwać 10 lat. Poza tym inwestujemy chyba nie po to, aby odrabiać straty?
Po drugie: po 3 latach inwestowania Pan Karol nadal jest stratny. Jeżeli cel inwestycyjny określił na 10 lat, to pozostało już tylko 7 lat na zrealizowanie tego celu. A pan Karol jest w gorszej sytuacji niż zaczynał...
Po trzecie: nie chodzi o to, aby tak po prostu wypłacić pieniądze. Jeżeli tracimy, to decyzji o wczesnym wycofaniu pieniędzy z danego funduszu nie podejmujemy po to, by „realizować stratę”, ale by odpowiednio zareagować na sytuację i zmienić fundusz na inny. Dzięki temu chcemy uniknąć większej straty.
Tylko czy strata 50% to dużo?
Według powyższych obliczeń, wystarczy 100% zysku, aby taką stratę odrobić, Wydaje się to realne, szczególnie gdy inwestujemy długoterminowo w funduszach akcyjnych. Niestety - fakty są bardzo bolesne. Połowa z działających od 10 lat funduszy akcyjnych zarobiła w ciągu dekady mniej niż 100%. Oznacza to, że odrabianie straty 50% może być jak rzut monetą. Gdy wypadnie orzeł, to w przeciągu dziesięciu lat odrobimy stratę, ale gdy wypadnie reszka - już nie... A jeżeli wybraliśmy akurat ten gorszy fundusz, może okazać się, że nasz dziesięcioletni zysk wyniósł mniej niż 50%, albo nawet mniej niż 20% (Jeden z funduszy akcyjnych uzyskał wynik za okres 1.03.2000 r. do 1.03.2010 r. na poziomie jedynie 18,1%. Podkreślam, nie 18% rocznie, ale 18% w 10 lat).
Strata jest bardzo realna
Jeżeli Twoje inwestycje tracą to:
- zakładając, że chcsz je dziś wypłacić - straciłeś realnie. Wypłacisz ich aktualną wartość…
- zakładając, że chcsz je wypłacić za 5 lat - straciłeś realnie. Kto Ci zagwarantuje, że przez te 5 lat straty zostaną odrobione? Hasło "w długim okresie fundusze zarabiają” nie przemawia do mnie. Przeczą mu fakty. Pieniędzy tych potrzebujesz za 5 lat - i to z zyskiem. Nie po to przecież inwestujesz, aby odrabiać straty...
- przez to, że nie ograniczyłeś strat - straciłeś realnie. Aby te straty odrobić musisz inwestować bardziej agresywnie - przez co narażasz się na większe straty. I koło się zamyka...
Za to zyski są bardzo wirtualne
Jeżeli Twoje inwestycje zarabiają, a Ty choć części nie wypłacasz, to zyski są całkowicie wirtualne. Wystarczy, że wyceny funduszy spadną, a Twoje “zyski” przejdą do historii szybciej niż myślisz.
Pisałem o tym w poprzednim artykule. Przypomnijmy: gdy Twój czysty zysk to 60%, wystarczy strata 38%, aby zamiast 60% zysku mieć pół procenta straty...
Nie wypłacając zysków w trakcie, gdy notowania naszych funduszy rosną, tracimy ten zysk “przez zaniechanie”…
Jeżeli zgodzisz się z tym, że zyski są wirtualne…
Jeżeli zarówno zyski, jak i straty uznamy za wirtualne, to całe nasze inwestowanie też będzie wirtualne. Ale jak przyjemnie się wtedy poczujemy. Żadnego stresu, gdy tracimy - to w końcu straty wirtualne. Gdy zarabiamy, też jest świetnie. Wirtualne inwestowanie zaczyna przypominać zabawę, w której realne zyski schodzą na dalszy plan. Dopiero, gdy inwestycja zbliża się ku końcowi, okazuje się, że… albo ledwie wyszliśmy na plus, albo naszej aktualnej “wirtualnej” straty nie zdążymy już odrobić.
Jak wpływa na nasze inwestycje wiara w “wirtualność strat”?
Bardzo. Po prostu powoduje, że nasze pieniądze pozostawiamy bez nadzoru. Akceptujemy stratę jako coś normalnego.
Na pewno tak jest wygodniej. Oszczędzamy czas, nie musimy sprawdzać notowań funduszy. Nie denerwujemy się. Nie reagujemy na wiadomości z TV i radia o stratach na giełdach. Nie musimy się zastanawiać, kiedy dokonać zmian w portfelu…
Ale niestety taka postawa nie jest skuteczna w inwestowaniu - to, czy zarobimy, zależy wyłącznie od szczęścia.
Remigiusz Stanisławek
trener inwestycyjny
twórca portalu
Opiekun Inwestora