Kiedyś byłam szczęśliwą osobą. Nigdzie nie pracowałam. Mój mąż prowadził zakład krawiecki. Zatrudniał 19 osób. Nie mieliśmy dzieci. Stać nas było na wszystko. Mieszkaliśmy w pięknym domu. Podróżowaliśmy po świecie. Bardzo się kochaliśmy. Mąż dbał aby mi niczego nie brakowało. Popełniłam jednak błąd. Żyłam dniem dzisiejszym. Nigdy nie zastanawiałam się co będzie w przyszłości. Sądziłam, że idylla będzie trwała wiecznie.
Nagle mój mąż zmarł. Zostałam sama, zupełnie nie przygotowana do życia w nowej sytuacji. Wkrótce po pogrzebie zwolniłam dwóch pracowników. Nie miałam pojęcia o prowadzeniu biznesu. Sama umiałam tylko szyć, ale nie zawodowo - amatorsko - tak jak potrafi każda kobieta. W ciągu dwóch lat nie miałam już ani firmy ani pracowników. Część sama odeszła, a część musiałam zwolnić. Narosły długi w firmie. Musiałam sprzedać dom aby spłacić wierzycieli. Gdy mąż zmarł nie miałam jeszcze 50 lat, ale było blisko. Nie należała mi się renta po mężu. Próbowałam znaleźć pracę, ale nikt z pracodawców nie był zainteresowany zatrudnieniem 50-letniej kobiety bez doświadczenia zawodowego.
Dziś mieszkam z moją 94 – letnią mamą. Jestem jedynaczką. Utrzymujemy się z jej emerytury. Modlimy się obie aby żyła jak najdłużej (głaszcze matkę po policzku). Czasem któraś z sąsiadek albo koleżanek mamy przyniesie coś z odzieży do przerobienia. Uzyskuję dzięki temu parę dodatkowych złotych. Najdroższe są lekarstwa mamy. Są miesiące, że nawet 1/3 jej emerytury musimy przeznaczyć na leki. Wtedy nie płacimy albo za prąd, albo za gaz. W następnym miesiącu jakoś to nadrabiamy.
- Pani Basiu, co Pani zrobi jak umrze Pani mama?
Kup ubezpieczenie