Ubezpieczenie grupowe jest niczym ubezpieczenie casco na życie na czas niejasno określony.
Bywa, że firma ubezpieczeniowa wycofuje się po roku ze względu na wysoką szkodowość, bywa że grupa się kurczy i ubezpieczenie pada, bywa, że zmieniamy pracę na taką, w której nie ma żadnego ubezpieczenia grupowego.
Pracownik nigdy nie wie jak długo będzie objęty ochroną w ramach ubezpieczenia grupowego.
Największe zagrożenie jest jednak takie, że podczas długoletniej pracy osoba objęta ubezpieczeniem grupowym poważnie zachoruje na chorobę, która wyklucza nawet wnioskowanie o ubezpieczenie indywidualne. W miarę, jak ubezpieczonym przybywa lat, liczba takich przypadków niestety rośnie.
Osoba w wieku lat 60. dostała po przejściu na emeryturę, na podstawie indywidualnej kontynuacji ubezpieczenia, jakąś przeraźliwie okrojoną polisę, która przed niczym nie chroni, nie zabezpiecza ani osoby ubezpieczonej ani jej rodziny. W momencie kiedy naprawdę potrzebne jest wysokie zabezpieczenie, okazuje się, że nie ma praktycznie nic.
Niestety na taką sytuację osoba ubezpieczona zapracowała przez całe życie.
Panuje jakaś dziwna teoria, że polisa na życie potrzebna jest tylko do emerytury. A co się zmienia na emeryturze? Nagle kurczą się potrzeby? Ludzie przestają chorować?
Dopóki żyją oboje, małżeństwu emerytów jakoś udaje się łączyć koniec z końcem, ale już wdowcowi lub wdowie jedna emerytura z trudem starcza na wszystkie zobowiązania i potrzeby.
Mitem jest twierdzenie, że na starość potrzeby maleją. One się zmieniają, przesuwają się tylko wielkości: mniej na jedzenie – więcej na leki, mniej na rozrywki, urlopy – więcej na leki, opiekę.
Oczywiście zarzucą mi Państwo, że emerytów i tak nie stać na opłacanie składek za drogie polisy indywidualne.
Mam zwyczaj tak konstruować polisy, aby w momencie przejścia na emeryturę nie płacić już składek, a pomimo to nadal być objętym ubezpieczeniem.